(I am fucking good
Berlinerin Frida Kahlo and Berliner Friedrich Hundertwasser!* Z taką wanną
– turkusowo-zieloną – można zawojować świat.)
Wszystko łatwiej się klaruje w czasie mocno usensowionym: w
nocy, pod kołdrą, na granicy czasu (zaraz czas letni będzie czasem zimowym, z naddatkiem
czasu, godziną snu więcej). Kiedy wówczas zaczyna się życie w Berlinie (data
raczej przypadkowa i nagła), przemiana
jest pierwszą egzystencjalną myślą. Ta Kafkowska również, przypomniana ze
słuchowiska Dwójki, które się lubiło bardzo i które daje tę myśl przyjemną, że
będzie się tu miało – w całym mieszkaniu – radio dla siebie.
Że będzie to zupełnie nowy wyjazd i nowe życie, że będzie to
jeszcze bardziej dojrzałe niż dotychczas, uświadomiła mi pionierskość akcji
przybycia na dworzec autobusowy: pierwszy raz się spóźniłam, ale jednak
zdążyłam, jednak mnie zabrano – moje bagaże, których zrobiło się trochę więcej i
trochę ciężej niż oszacowałam – zielonym autobusem do stolicy. Pożegnanie z M.
bardzo melancholijne, szaruga i mżawka, i zatonięcie we śnie. I w trakcie jazdy
prawie przeczytana mała książka innej Susanny (ostatnie dwie strony muszą się
skończyć w Berlinie, łączniczki światów), chłopięco-dojrzewająca, smutna,
piękna, kupiona za połówkę euro w małym antykwariacie na Neukölln ponad miesiąc
temu, kiedy przyjechałam tylko niby się szkolić (również z życia); dzięki, K.,
za to świetne miejsce noclegowe.
To całe tu, co się dzieje, to też kolejna faza mojej
feministycznej krytyki i praktyki, dojrzewam i obracam się w sobie: oto już nie
własny pokój Woolfiański, ale – własne mieszkanie. Przecież jest tyle do
napisania, do pomyślenia, do przeżycia. Udało mi się jakby przypadkiem,
szczęśliwie: przyjechałam objuczona bagażami, by obejrzeć lokum, i już tu zostałam.
Traf tak szczęśliwy, że na końcu dnia ręce mi się trzęsły. Czas zatrzęsnąć
światem.
No i - dzięki za pomoc tym pomagającym!
Tylko kolor domu niekoniecznie zachwyca:
* À propos bad words, tych really bad words - video z dziewczynkami walczącymi ze złem nierówności, itd. [Potty-Mouthed Princesses Drop F-Bombs for Feminism by FCKH8.com]:
_____________________________________________
<<I am fucking good Berlinerin Frida Kahlo and
Berliner Friedrich Hundertwasser*>>. Mit solcher Badewanne – türkis-blau – kann
man das Leben beherrschen.
Alles kann man besser sich erklären in der vollen
vom Sinn Zeit: in der Nacht, unter dem Decke, auf der Grenze der Zeit (in
kurzem Sommerzeit verwechselt sich zu Winterzeit, mit dem Überschuss der Zeit,
eine Schlafstunde mehr). Wenn damals beginnt man seines Leben in Berlin (die
Datum war aber eher zufällig genommen und schon etwas plötzlich), eine Wandlung
ist da die erste existentielle Gedanke. Diese von Kafka auch, die von dem Hörspiel
aus Polskie Radio Dwójka erinnert wurde, die mochte man echt sehr und die eine
nette Gedanke gibt, daß das Radio hier – in der ganzen Wohnung – für sich
selbst sein wird.
Daß das total neue Abfahrt und neues Leben sein
wird, daß das noch mehr reif sein würde, macht mich bewusst die ganze
Pionieraktion mit meiner Ankunft dahin, zum Bahnhof: zum ersten Mal war ich zu
spät (vor der Reise), aber trotzdem – habe ich das geschafft, wurde ich – ich
und mein Gepäck, die schon größer und schwerer geworden wurde, als habe ich
gedacht – sowieso durch den grünen Bus nach der Haupstadt mitgenommen. Der
Abschied mit M. – sehr melancholisch, Sauwetter und Nieselregen, und schon am
Anfang die Tauchen im Schlafen. Und während des Fahrts fast gelesenes Buch von
einer anderer Susanne (die letzte zwei Seiten müssen in Berlin gelesen sein,
die zwei Meldegängerinnen den Welten), so „jung-reif“, traurige, schöne, für
nur halbes Euro in einem kleinem Antiquariat in Neukölln vor etwa einem Monat
gekauft, damals, wann bin ich nach Berlin gefahren, um an einer Schulung
teilzunehmen (ne Schulung des Lebens auch); danke, K., für das tolle Übernachtungsort.
Das Ganze, was sich hier passiert, ist auch dazu
meine neue Phase meiner feministische Kritik und Praxis, werde ich immer reif
und dazu kehre ich mich um: das ist schon nicht mehr nur ein eigenes Zimmer von
Woolf, sondern – eine ganze Wohnung. Doch ist es so viel zu schreiben, zu
denken, zu erleben. Damit habe ich Glück gehabt, potentiell zufällig: bin ich
hierher angekommen, beladende dem Gepäck, um das Lokum anzuschauen, und so bin
ich schon da geblieben.
Glück war aber so überglücklich, daß meine Hände (wegen
der Erregung und wegen der Müdigkeit) am Ende des Tages haben gezittert. Jetzt
ist die Zeit, um die Welt zu zittern lassen/machen.
Danke schön allen
Leuten, die irgendwie helfen wollten oder geholfen haben!
Nur die Farbe vom Haus kann nicht bezaubern.
* À
propos bad words, diesen really
bad words - Video mit
tollen Mädels, die mit der Böse der Ungerechtigkeit kämpfen: [Potty-Mouthed Princesses Drop F-Bombs for
Feminism by FCKH8.com]: